19 sty 2009

Czy postkomunisci to postsatanisci?


Bądźmy po proletariacku szczerzy: Karol Marks, ojciec komunizmu, w młodości był satanistą. Znamy przecież jego studencki dramat "Oulanem", czy wiersz "Gracz", w których aż duszno od atmosfery piekielnej grozy albo inicjacji satanistycznych z mieczem w tle. Należałoby zatem postawić pytanie: czy była to szczeniacka, przemijająca fascynacja, czy też satanizmem możemy tłumaczyć późniejszy komunizm brodatego teoretyka? Stawiam następującą hipotezę. Marks-raczej odrażający typ zakochany nie tyle w sobie, co we własnych poglądach-został komunistą dlatego, że wcześniej był satanistą.
window.google_render_ad();

Albo powiedzmy inaczej. Marks przez całe świadome życie (z wyjątkiem okresu szkolnego, gdy deklarował przywiązanie do chrześcijaństwa) był satanistą deklarującym w pewnym momencie komunizm jako cel polityczny. Przyznajmy, że komunizm zaprzeczający istnieniu Boga,zastępujący moralność jej brakiem,każący niszczyć i jeszcze raz niszczyć idealnie pasuje do roli dziecięcia satanizmu. Poza tym jego głupota jest tak bezdenna, że zapewne przez Księcia Ciemności zamierzona. Nie przesądzając sprawy (w końcu nie jesteśmy marksistami i nie wiemy czy młodzi komuniści smalą cholewy do dziewczyn, czy też w zapadłym grobowcu, w blasku świec, toczą krew z ropuchy)przypomnijmy tylko, iż spokój ducha Karola zakłócają na cmentarzu Highgate w Londynie wielbiciele...Szatana. Przynajmniej ci pamiętają.


Dariusz Ratajczak

Katolewica - "zatroskani" dywersanci


Współczesny Kościół rzymsko-katolicki musi zmagać się nie tylko z jawną antykościelną propagandą właściwą środowiskom lewicowym,laickim, pozostającym w orbicie wpływów socliberalnego śmietnika ideologicznego, granice którego wyznacza polityczna poprawność.Prawda,to jest trudna walka,ale przejrzysta : przeciwnik dosyć jasno określa własne stanowisko,nawet nie stara się ukryć niechęci do Wiecznej Instytucji. Problem o wiele poważniejszy polega na tym,że istnieje także drugi,wewnętrzny front walki.W tym wypadku przeciwnik Kościoła jest jeszcze bardziej niebezpieczny,działa jako ksiądz,znany teolog, prominentny dygnitarz w szatach duchownych...
window.google_render_ad();


Czasami tych szacownych dywersantów,ukrytych stronników lewicy,masonerii i herezji tytułuje się mianem katolewicy,inni mówią o kościelnych postmodernistach,czy progresistach. Mniejsza o terminy-ważne jest to, że u progu XXI wieku to mieszane towarzystwo świeckich i duchownych "katolików" opanowało wiele strategicznych przyczółków w Kościele i w jego pobliżu.Polska może nie jest jeszcze wzorcowym przykładem tego" blitzkriegu", ale V Kolumna i u nas staje się coraz bezczelniejsza (bp.Pieronek,ks.Czajkows- ki,ks.Piotrowski), jawnie heretycka (ksiądz intelektualista Tischner),antytradycjonalistyczna ,judaizująca ("Tygodnik Powszechny","Przegląd Powszechny","Więź"). Ludzie ci podważają dogmaty wiary,starają się-jak to się ładnie mówi- unowocześnić Kościół, propagują fałszywy ekumenizm, sprowadzający się np. do przenoszenia na grunt katolicki pojęć protestantyzmu,czy nawet (a może zwłaszcza) judaizmu.

W trosce o ilustrację poważnych przecież oskarżeń służę nieodległym w przeszłości przykładem-tym bardziej,że sprawy te dla młodzieży (także tej edukowanej w szacownych murach uniwersyteckich) są nieostre, a wielu w ogóle nie orientuje się o co tu chodzi. W połowie lat osiemdziesiątych na łamach "Tygodnika Powszechnego" ks. Waldemar Chrostowski (dzisiaj-przyznajmy-ostrożniejszy w wypowiedziach ; nic tak nie uczy pokory jak nielojalność jednego z partnerów dialogu "polsko"-żydowskiego) stwierdził,że wprawdzie Żydzi generalnie powiedzieli "nie" Chrystusowi,ale nadal powinno się ich uważać za naród przez Boga wybrany.Podobnie jak chrześcijan,którzy również zasługują na to miano,a to dlatego,iż powiedzieli Chrystusowi swoje "tak". Ta nielogiczność podbudowana zostaje kolejnym "pocałunkiem misia" (tym razem tandemu Chrostowski-bp.Muszyński ): chrześcijanie i Żydzi mają wspólne świadectwo, muszą się w wierze na siebie otworzyć,muszą pielgrzymować ku pojednaniu. Jest to ładnie wprawdzie podana, ale całkowita herezja.

To prawda, swięty Piotr, czy św.Jan byli Żydami,lecz ich "tak" wobec Syna Bożego spotkało się ze sprzeciwem ze strony innych Żydów. Piotr,Paweł,Jan niewątpliwie należą do wybranego "narodu" chrześcijańskiego- podobnie jak inni Żydzi-chrześcijanie,chrześcijanie Polacy, Niemcy, Francuzi. Natomiast podstawowy trzon Żydów stworzył sobie całkiem nową religię, wywodzącą się wprawdzie ze Starego Testamentu,ale radykalnie zmienioną przez nową,nacyjną i ekskluzywną interpretację -wściekle antychrześcijański Talmud. Tak więc prawowitymi dziedzicami Starego Testamentu są chrześcijanie, natomiast Żydzi są odszczepieńcami, którzy świadomie odrzucili swe pierwotne wybraństwo mówiąc "nie" Chrystusowi. Oczywiście należy się za nich modlić -tak jak to czynił święty Maksymilian Maria Kolbe-by zawrócili ze złej drogi. Należy również cierpliwie przekonywać ich do prawd zawartych w katolicyzmie (bo taka jest istota katolickiego ekumenizmu: uporczywe przekonywanie do wyznawanej wiary).

Nie należy natomiast dokonywać syntezy między chrystocentryzmem i judeocentryzmem, bo nie da się pożenić nacyjnie zorientowanego, podwójnie moralnego,nienawistnego innym judaizmu z uniwersalnym,pełnym miłości i przebaczenia prawdziwym chrześcijaństwem-katolicyzmem. Zdajmy sobie wreszcie sprawę -posiłkując się powyższym ,jakże skromnym przykładem katolewicowej herezji - że wewnętrzny front walki w łonie Kościoła istnieje i potężnieje, spychając tradycjonalistycznych (czyli normalnych) katolików, a nawet część polskiego episkopatu do wyrażnej defensywy. Obrona prawd wiary, Kościoła i Ojczyzny ze strony ks. Jankowskiego, czy może jeszcze bardziej znienawidzonego (gdyż skutecznego) przez mass-media o.Rydzyka nie wystarczy. Ja wiem: nie przemogą!-jak słusznie twierdzi profesor Giertych. Nie przystoi jednak katolikowi pozostawiać "kontrreformacyjnego" trudu przyszłym, zwycięskim pokoleniom.Grzech lenistwa to też grzech.

Dariusz Ratajczak

O cywilizacjach


Twórcą oryginalnej koncepcji historiozoficznej wedle której bieg dziejów determinowany jest przez ścieranie się (walkę) 4 podstawowych cywilizacji był Polak- profesor Feliks Koneczny. Koneczny urodził się w Krakowie w roku 1862.Podobnie jak u wielu wybitnych Galicjan płynęła w jego żyłach również krew czeska (dokładnie morawska).Przez dlugie lata związany był z Uniwersytetem Jagielońskim ,ostatecznie jednak objął samodzielną katedrę na uniwersytecie w Wilnie i to dopiero w roku 1920.Z przekonań był narodowcem,w żadnym razie więc do "pieszczochów" reżimu sanacyjnego nie nalezał.Warto również zaznaczyć,że jego spuścizna naukowa została w znacznej mierze uratowana dla potomności dzięki wielkiemu (z wielu względów) Jędrzejowi Giertychowi,który podczas nielegalnego pobytu w Polsce w roku 1945 spotkal się z sędziwym profesorem w Krakowie,otrzymał od niego cenne maszynopisy,a następnie powrócił do Anglii i wkrótce zajął się wydaniem dzieł wielkiego,ale niemal zupełnie zapomnianego uczonego.
window.google_render_ad();

Koneczny jest gorącym zwolennikiem cywilizacji zachodniej albo łacińskiej,gdyż jej wspólnym narzędziem przez wieki był język łaciński.Przy okazji niejako uważa,że w najczystszej postaci cywilizacja ta rozwinęła się w Polsce- może dlatego,iż przez wieki nasz kraj był obronnym przedmurzem zachodniego świata chrześcijańskiego. Według profesora cywilizacja to swego rodzaju styl życia,system organizujący życie zbiorowe oraz przede wszystkim zagadnienie moralne; mierzyć ją trzeba etyką.Jej najznakomitszą,niemal idealną formą okazała się cywilizacja łacińska ,to znaczy cywilizacja wytworzona w świecie zachodniego chrześcijaństwa ,mająca naturalnie oparcie w dorobku cywilizacyjnym,moralnym i prawnym starożytnego Rzymu. Ale- i to jest dla naszych rozważań ważne-cywilizacja ta jest niszczona i dezorganizowana przez wpływ trzech innych cywilizacji,które zdobyły sobie poprzez wieki dostęp do swiata zachodniego i które przenikają w ten swiat ,a sciślej niszczą go swoimi pojęciami.

Tak było w przeszłości,tak jest i obecnie.Owi trzej agresorzy atakujący zachód to cywilizacje :turańska,bizantyjska i żydowska. Cywilizacja turańska,ukształtowana w Centralnej Azji wywarła decydujący wplyw na Rosję poprzez wieki rządów mongolskich,ukształtowała Turcję i nadal wywiera niejaki wpływ na Europę. Jej zasadą jest,że władca znajduje się ponad prawem i etyką i że życiem zbiorowym rządzi samowola państwa,a społeczeństwo właściwie nie istnieje.Z tego punktu widzenia dzieje Rosji-carskiej i bolszewickiej-to stałe oddziaływanie na ten kraj cywilizacji turańskiej.To samo spostrzeżenie można współcześnie odnieść do niektórych państw totalitarnych,a wcześniej do komunistów rządzących wschodnią częścią Europy.Oczywiście dzisiejsza Rosja-formalnie państwo demokratyczne-zachowała spore obszary tej cywilizacji. Cywilizację turańską charakteryzuje swoisty prymitywizm i azjatyckie okrucieństwo.Dlatego też stanowi ona względnie małe niebezpieczeństwo dla cywilizacji łaciń- skiej.Jest od niej po prostu diametralnie różna i nie ma jej nic do "zaoferowania".Dla wyrafinowanego świata zachodniego nie jest pod żadnym względem atrakcyjna.

O wiele grozniejsza, gdyż zdobywająca przyczółki i to bardzo spore w świecie łacińskim,jest cywilizacja bizantyjska.Pierwotnie była to cywilizacja antycznego Wschodu,a więc tych wszystkich Babilonii,Persji,Egiptów,które podbił Aleksander Macedoński i które-zaprawione wpływami helleńskimi- stały się pózniej cesarstwem wschodnio-rzymskim,a następnie zamieniły się w Bizancjum i przekształciły pod wpływem chrześcijastwa. Cywilizację bizantyjską łączy ze światem zachodnim podstawowa wspólność wiary,ale jej podkład cywilizacyjny przedchrześcijański jest bardzo odmienny od rzymskiego.Jest to podkład nie helleński a orientalny. Rysem znamiennym cywilizacji bizantyjskiej-i to czyni ją dosyć atrakcyjną,bo "łatwą w odbiorze"-jest rozbrat w dziedzinie moralnej między życiem prywatnym a publicznym.

Cywilizacja ta nakazuje postępować w życiu prywatnym wedle zasad moralności chrześcijańskiej,ale w obliczu spraw państwowych i w ogóle w życiu publicznym (w biurze,szkole,redakcji,polityce,na uniwersytecie itd.) demonstruje swą bezsiłę.Wedle niej nie ma moralności w polityce i w działalności państwa .Tu leży zasadnicza róznica między "bizantyjczykami i łacinnikami",gdyż według świata zachodniego również polityka,państwo,władca,mąż stanu,czy chociażby skromny urzędnik podlegają obowiązkom i ograniczeniom nakładanym przez etykę.Nie muszę dodawać,że na tym właśnie polu cywilizacja łacińska musi się bezustannie bronić-z róznym skutkiem-przed szkodliwym i niszczycielskim wpływem Bizancjum. Dla niejednego z czytelników dzieł Konecznego,które po latach absencji znowu pojawiły się na półkach co odważniejszych księgarni,niespodzianką może być jego pogląd,że głównym bastionem cywilizacji bizantyjskiej w Europie są Niemcy.Profesor uważa,że średniowieczne Cesarstwo wzorowało się na Bizancjum i chętniej ze wschodu niż z Rzymu,z którym było w bezustannym niemal konflikcie,czerpało swe wzory cywilizacyjne,moralne i prawne. W jeszcze większym stopniu wpływy bizantyjskie oddziaływały na Zakon Krzyżacki,który przeniesiony został nad Bałtyk z Ziemi Świętej i który miał bardzo wiele cech orientalnych.,także tych ocierających się o modne wsród rycerzy-zakonników idee antychrześcijańskie,wręcz satanistyczne.

A dalszym ciągiem Państwa Krzyżackiego były Prusy-czynnik wywierający decydujący wpływ na nowoczesne Niemcy. Niemcy są od wieków terenem bezustannej walki między pojęciami łacińskimi a bizantyjskimi.A ponieważ w świecie zachodnim odgrywają jedną z kluczowych ról,przeto pierwiastkami bizantyjskimi zarażają także i inne kraje z naszego obszaru cywilizacyjnego.Niemcy zatem- z pominięciem krain południowych i częściowo zachodnich,choć nawet to jest dyskusyjne-są prawdziwym koniem trojańskim obcych wpływów cywilizacyjnych w Europie.Nie oznacza to oczywiście ,że nie istnieli i nie istnieją wybitni Niemcy,którzy są zagorzałymi obrońcami cywilizacji łacińskiej.Jest ich nawet całkiem sporo.Nie oni jednak "tworzą rząd"- są w mniejszościowej opozycji. Myślę,że dobrą ilustracją tego czym są bizantyjskie pojęcia moralne i prawne w rozumie- niu Konecznego jest typ przeciętnego sługi państwa,który w ogrodzie pielęgnuje kwiatki,rozkoszuje się muzyką poważną,pieści dzieci i kocha żonę,a na rozkaz "z góry" zdolny jest wykonać najgorsze draństwo.

Trzecią niszczącą świat Zachodu cywilizacją jest cywilizacja żydowską,której pojęcia w ostatnich kilku stuleciach wywierają olbrzymi wpływ na sposób myślenia Europy nie tylko w jej protestanckiej,ale i katolickiej połowie.O wspólczesnej Ameryce Północnej nie wspominając (i znowu jak w przypadku Niemców :istnieje wcale nie tak mało Żydów-obrońców cywilizacji łacińskiej) Rysem szczególnym tej cywilizacji jest jej "aprioryczność",a więc skłonność do naginania życia do teorii "powziętych z góry" i często najzupełniej utopijnych ,nie mających związku z realnym życiem.Niewątpliwie więc np.komunizm jest teoretycznym wytworem cywilizacji żydowskiej,a w ogóle wszelkie totalitaryzmy to efekt piorunującej mieszanki turańsko-bizantyjsko-żydowskiej.Również hitleryzm,mimo swej antyżydowskości,jest owocem wpływów pojęć cywilizacji żydowskiej na postawę środowiska europejskiego zbuntowanego przeciwko chrześcijaństwu i cywilizacji łacińskiej .W końcu do elementów światopoglądu hitlerowskiego należy pojęcie narodu wybranego wzięte od Żydów . Po drugie,rysem tej cywilizacji jest jej sakralność,a więc "sztywne skostnienie" życia religijnego i sprowadzenie go do bezdusznego formalizmu,z którego treść duchowa dawno już uleciała (jeżeli kiedykolwiek istniała). Po trzecie, etyka żydowska wyrażnie różni się od łacińskiej ; jest to etyka podwójna,inna dla swoich-inna dla obcych (gojów). Po czwarte,cechą cywilizacji żydowskiej jest jej sucha i formalistyczna prawniczość,to znaczy życie staje się mniej ważne od litery prawa ; co najwyżej literę tą można naginać sztuczną i obłudną interpretacją.

Cywilizacja łacińska niszczona jest przez łączny wplyw pojęć pochodzenia turańskiego,bizantyjskiego i żydowskiego przede wszystkim w dziedzinie etyki i prawa.Wedle pojęć łacińskich prawo wywodzi się z etyki i ma za zadanie wcielać zasady etyki w życie.W cywilizacji żydowskiej i turanskiej oraz bizantyjskiej prawo jest ponad etyką.Zależy ono od "widzimisię" władzy,państwa,biurokracji. To,co napisałem przy okazji bardzo przystępnego referowania poglądów Konecznego na temat cywilizacji może być dla młodych Czytelników o tyle pożyteczne ,że umożliwi im zastanowienie się nad sobą ,nad własną przynależnością do określonej formacji cywilizacyjnej. Nie jest to trudne.Jeżeli na przykład ktoś dopuszcza aborcję ze względów "społecznych",a ze wstrętem myśli o mordercach taksówkarzy,zdunów i babć klozetowych- stosuje podwójną moralność i na pewno nie przynależy do cywilizacji łacińskiej.Podobnie jak ten,który godzi się na zabijanie taksówkarzy,natomiast wszelkie inne mordy traktuje ze wstrętem.

Dariusz Ratajczak

Kto wywołał II wojnę światową


Odpowiedź na wyżej wymienione pytanie wydaje się więcej niż oczywista: Niemcy pod przewodem agresywnego,bezwzględnego i psychopatycznego Adolfa Hitlera. Tyle okolicznościowa propaganda.My zajmijmy się historią- tym bardziej,że od zakończenia działań wojennych mija 55 lat (wyobraźmy sobie-nawiasem mówiąc-Polskę roku 1920.Właśnie pokonaliśmy bolszewików pod Warszawą,ludzie nadal nie mogą otrząsnąć się z przerażenia,jakie wywołały działania zbrojne Wielkiej Wojny, a nasi historycy i politycy nic tylko zajmują się Powstaniem Styczniowym od zakończenia którego mija właśnie ... 55 wiosen) i należałoby wreszcie nieco chłodniej spojrzeć na samobójstwo Europy lat 1939-1945. Historia jest powiązana z geografią.

Gdy spojrzymy na mapę Europy i świata w roku 1939 (przed wybuchem wojny ),stwierdzimy,ze widnieją na niej cztery terytorialne,surowcowe,przemysłowe monstra :Stany Zjednoczone,Wielka Brytania,Związek Radziecki,Francja oraz trzy-szczególnie na ich tle-chuchra :Niemcy,Japonia i Włochy.Te drugie wzmocniły wprawdzie swoją pozycję w latach trzydziestych ,niemniej nie miały szans na zbudowanie interkontynentalnych imperiów rządzących światem na zasadzie wyłączności bądź tylko niekwestionowanego pierwszeństwa. Chciały jedynie dołączyć do "koncertu" mocarstw pierwszego sortu,co w przypadku np. Niemiec nie było niczym nowym od kilkudziesięciu lat.


Naprawdę ten kto utrzymuje,iż pod koniec lat trzydziestych Niemcy,Japonia i -pożal się Boże- Wlochy umyślnie dążyły do wybuchu ogólnoświatowego konfliktu,żyje w krainie latających niedźwiedzi lub jest wyznawcą teorii samobójczych .Podobnie jak ten,który wierzy w historyjkę ,iż 3 chuchra są winne wszelkich niegodziwości podczas wojny,a nie jest w stanie zaakceptować poglądu,że zwycięskie USA,ZSRR ,Wielka Brytania w latach 1939-1945 i pózniej prześcignęly Adolfa Hitlera w masakrach,deportacjach,systema- tycznym łupieniu zdobytych krajów. Powiedzmy sobie szczerze: Katyń,Gułag,barbarzyńskie zbombardowanie Drezna ,Hiroszimy, Nagasaki,mordercze wędrówki Niemców pochłaniające nie setki tysięcy, lecz miliony ofiar,oddanie połowy Europy w sowieckie łapy... czy wszystkie te niegodziwości nie zaslugiwały na II Trybunał Norymberski?

Podobnie jak na Proces Tokijski-bis zasługiwała nie tylko Japonia,ale i USA,które wojnę na Pacyfiku sprowokowały ( z pokorą donoszę : pod koniec listopada 1941 roku prezydent Roosevelt wysyła Japończykom niemożliwe do spełnienia ultimatum przyjęcie którego sparaliżowałoby Cesarstwo pod względem ekonomicznym.Uwagi współpracowników- "Panie Prezydencie,to oznacza wojnę" zbywa krótkim- "Wiem,wiem".Poza tym po złamaniu japońskiego kodu Roosevelt doskonale wiedział,że przeciwnik zaatakuje Pearl Harbor na Hawajach.Nie zrobił jednak nic by np.rozproszyć okręty wojenne zgromadzone w porcie.7 grudnia pozwolił amerykańskim marynarzom umierać w kojach.Teraz miał świetny pretekst do wywołania wojennej historii we własnym kraju.Przy okazji - jeżeli oskarżamy Niemców o rasizm ,to podobne uwagi kierujmy również pod adresem wojennej propagandy Stanów Zjednoczonych,która określała Japończyków mianem "żółtych,wściekłych małp",czyli nawet nie podludzi.A wódz III Rzeszy widział w nich honorowych ... Aryjczyków) Jeżeli więc będziemy szukać odpowiedzialnych za wybuch II wojny światowej lub ferować wyroki,nie zapominajmy i o tym,że Niemcy były przygotowane jedynie do wojny europejskiej i to zasadniczo zorientowanej na wschód (Drang nach Osten).

Z drugiej zaś strony w wywołaniu konfliktu globalnego,w którym III Rzesza i jej sojusznicy nie mieli żadnych, absolutnie żadnych szans na zwycięstwo czy tylko znośny remis,zainteresowani byli demokratyczno-liberalni,kolaborujący od rewolucji bolszewickiej z Sowietami "krzyżowcy",wśród których nie najmniejszą odgrywało zorganizowane i dobrane towarzystwo amerykańsko-europejskich elit żydowskich.W końcu to te własnie kręgi,po niedawnym wykończeniu zbędnych już Sowieciarzy,rządzą niepodzielnie prawie całym światem.Do kolejnego,poprzedzonego okresem "burz i naporu" rozdania.

Dariusz Ratajczak

Czy Niemcy to idioci?


Czy chciałbyś szybko wylądować w niemieckim więzieniu? Sprawa jest w miarę prosta. Piszesz książkę, artykuł lub tylko list, w których negujesz - bo ja wiem - religię Holocaustu, autentyczność dziennika Anny Frank albo wynurzenia świadka historii - jakiegoś egzaltowanego fryzjera (byłoby dobrze abyś tekst rozpowszechnił w internecie; również będziesz gotowy na "cacy"),następnie przyjeżdżasz do kraju Heinego, Einsteina i Bubisa, a tam już oczekują na Cię, królu kochany, stróże prawa i penitencjarny eintopf.
window.google_render_ad();

Taka przygoda spotkała m.in. mojego miłego korespondencyjnego znajomego - Fredrica Tobena z Australii, który zajmował się holocaustem w cyberprzestrzeni, poźniej elegancko przyleciał do Mannheim... a w połowie czerwca Anno Domini 1999 przysłał autorowi tych słów sympatyczny list zaczynający się od słów: "Właśnie spędzam sobie czas w mannheimskim pierdelku..." Zwyczaj izolowania niepoprawnych cudzoziemców wszedł bardziej papieskim od papieża Niemcom w krew. Żeby było śmieszniej, w ostatnich latach dotyczy on głównie Amerykanów mających nadal słowno-wolnościowe złudzenia. Na przykład Gerharda Laucka. Lauck, amerykański lewicowy narodowiec (jego poglądy polityczne zresztą kompletnie mnie nie interesują) został zatrzymany w Danii, a następnie przekazany przez obrzydliwie poprawnych potomków Wikingów jeszcze tchórzliwszym rodakom Waltera Modela. Ci oskarżyli go o wydawanie pisma, które miało admiratorów również w Niemczech. Domyślam się, że treść periodyku pozostawała w sprzeczności z duchem Konstytucji Republiki Federalnej. A ten jest jak najbardziej na czasie, to znaczy "tolerancyjny inaczej". Początkowo nonkonformistę umieszczono w celi o powierzchni 9 m kwadratowych w najlepiej strzeżonym skrzydle hamburskiego więzienia nr VI. Tam kurtuazyjnie pewien urzędnik zapewnił go, iż żywy Niemiec nie opuści. Później przeniesiono aresztanta do więzienia nr I (także w Hamburgu).

Dyrektor tegoż, Harry Weiss, umieścił Amerykanina w 8-osobowej celi razem z nałogowymi palaczami tytoniu, narkomanami i homoseksualistami, czyli elementem "bliskim socjalnie" demolesbokracji. Prawnik Laucka z przerażeniem obserwował pogłębiające się problemy zdrowotne swojego klienta wywołane bezsennością i "duszną atmosferą" celi, ale Weiss - należący do szczególnie chronionej grupy etnicznej - przez długi czas pozostawał głuchy na sugestie dotyczące przeniesienia człowieka cierpiącego w inne miejsce. Gauck przesiedział w tureckim (przepraszam: niemieckim) więzieniu... 4 lata, a uwolnienie zawdzięcza pismu "Spotlight", które jego przypadek nagłośniło w USA ("Spotlight" jest znienawidzony przez demoliberałów, w tym osobiście przez Billa Clintona. Samo określa się, chyba słusznie, mianem "ostatniej prawdziwie amerykańskiej gazety" lub "głosem amerykańskiej większości"; dodajmy: uparcie milczącej).


Po powrocie do Ameryki Gerhard Lauck zorganizował akcje uświadamiającą wśród amerykańskich turystów, ktorej celem było uzmysłowienie im, że ewentualne wakacje w Niemczech mogą zakończyć się w "kiciu".Wydał nawet z tej okazji rozprowadzany 15 sierpnia 1999 r. na międzynarodowym lotnisku w Los Angeles "Alarm dla Podróżnych", obiektywnie uderzający w niemiecką turystykę. Czytamy w tym bardziej komicznym niż tragicznym dokumencie: "Amerykańscy obywatele są obecnie bez ostrzeżenia aresztowani na niemieckich lotniskach! Najbardziej ryzykują dziennikarze i wydawcy ponieważ niemieckie Ministerstwo Sprawiedliwości rości sobie pretensje do globalnej jurysdykcji (denn heute gehoert uns Deutschland und Morgen die ganze Welt? - DR), a to dlatego, iż amerykańskie publikacje oraz internet są łatwo dostępne w Niemczech.

Pamiętaj jednak, że nawet niewinny list pewnego starszego wiekiem Amerykanina zaprowadził go na 5 miesięcy do niemieckiego więzienia. Amerykańskiego historyka, Richarda Landwehra, sądzono in absentia w Niemczech. Jego przewinienie polegało na tym, że napisał i wydał w USA książkę poświęconą wojnie. Jeden egzemplarz tej pozycji wytropiono w Niemczech.. Amerykański wydawca Gerhard Lauck został wbrew swej woli przewieziony z Danii do Niemiec i uwięziony na 4 lata. Jego winą było publikowanie w Ameryce pisma promującego wolność słowa. Pismo to było także dostępne w Niemczech. Amerykański emeryt, Hans Schmidt został aresztowany na frankfurckim lotnisku, a następnie przetrzymywano go przez 5 miesięcy w więzieniu. Jedyną jego winą było napisanie i przesłanie listu z Ameryki, w którym protestował przeciwko łamaniu praw człowieka w Niemczech... A zatem: STRZEŻ SIĘ WIĘZIENIA! STRZEŻ SIĘ NIEMIEC!" Niemiecka czujność w dziele utrwalania demokracji jest naprawdę imponująca. A jako, że wszystko co "najlepsze" z Zachodu Polacy otrzymują via Bundesrepublik (na zasadzie: Niemiec trawi i wydala za Odrę), miejmy nadzieję, iż już niedługo nasi twórczy ministrowie dadzą rozkaz strzelania bez ostrzeżenia do ohydnych, rewizjonistycznych mord na Okęciu.

Dariusz Ratajczak

Nasze ,,skurczybyki''


Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Obywatel Stanów Zjednoczonych żydowskiego pochodzenia, Issac Feingold, zostaje aresztowany w jednym z krajów muzułmańskich. Nie żeby był jakiś szczególny powód. Ot, tak dla kaprysu. Reakcja jest natychmiastowa. Żydowskie organizacje szaleją, prezydent Clinton (niekoniecznie on - może być również republikanin) wygłasza przemówienie pełne pogróżek pod adresem władz tolerujących takie bezeceństwo, wspomina nawet o Holocauście, a amerykańscy oficjele bezustannie czuwają nad bezpieczeństwem pechowego turysty.
window.google_render_ad();

Kilka miesięcy później, po szczęśliwym powrocie Issaca do domu, Steven Spielberg kręci film fabularny o gehennie swojego rodaka, który zostaje nominowany do nagrody ,,Oscara'' (ostatecznie zwycięża inny jego obraz poświęcony pionierskim Żydom - budowniczym pierwszych kibuców z Debrą Winger, Winoną Ryder, Jeffem Goldblumem i nieśmiertelnym Topolem w rolach głównych). A gdyby tak na odwrót... W roku 1989 młody Palestyńczyk, Anwar Mohamed, opuścił okupowany przez Izrael Zachodni brzeg Jordanu. Osiedlił się na Florydzie, otrzymał amerykańskie obywatelstwo. Dziewięć lat później wiedziony tęsknotą Arab postanowił spędzić trzytygodniowe wakacje w starej ojczyźnie. Nie zapomni ich do końca życia. Aresztowano go w momencie, gdy postanowił odwiedzić siostrę mieszkającą w sąsiedniej Jordanii. Przywiązywano podczas przesłuchań do krzesła tak dokładnie, że stracił czucie w rękach. Jego głowę zdobił brudny worek, a ogólną atmosferę uprzyjemniała nieznośnie głośna muzyka rockowa.

Izraelczycy zaserwowali mu nadto ,,ślepą'' betonową celę i mocno dietetyczne jedzenie. Wiadomo - izraelska demokracja w działaniu. Nie o nią jednak chodzi, wszak nie zajmujemy się pojęciami i zjawiskami abstrakcyjnymi. Ciekawsza jest reakcja pracowników amerykańskiego konsulatu na cierpienia - jakby nie było - rodaka. Otóż odwiedzili go 2-krotnie w więzieniu, ale raczej nie uwierzyli w martyrologiczną wersję wydarzeń przedstawioną przez ofiarę. Jeden z nich jasno oświadczył skołowanemu Mohamedowi, iż nie może działać w sprawie oskarżeń o tortury, ponieważ ,,byłoby to pańskie słowo przeciwko ich (izraelskim ,,łapsom'' - DR) słowom''. Incydent z Anwarem Mohamedem zdenerwował nie na żarty Amerykanów arabskiego pochodzenia, którzy nie bez racji oskarżyli rodzime władze o stosowanie ,,podwójnych standardów'' postępowania wobec obywateli. Najcelniej rzecz ujął James Zogby, prezydent Instytutu Arabsko-Amerykańskiego w Waszyngtonie, stwierdzając bez ogródek, że gdyby coś takiego przydarzyło się amerykańskiemu Żydowi, można tylko wyobrazić sobie skalę oficjalnych protestów. Afera ta ma jednak i pozytywny, bo edukacyjny walor. Amerykańska opinia publiczna dowiedziała się bowiem, że Izrael stosuje konwencjonalne dla Bliskiego Wschodu metody śledcze. W ten sposób po raz kolejny zakwestionowany został dziewiczy wizerunek głównego sojusznika USA w tym rejonie świata (i nie tylko w tym). Być może zmusi to w przyszłości amerykańskiego prezydenta do wypowiedzenia tych kilku szyderczych słów: ,,Izraelczycy? Te orientalne skurczybyki... No, ale nasze skurczybyki!''

Dariusz Ratajczak

Ranking narodów


Nie ma doprawdy nic złego w tym,ze pewne narody lubimy bardziej od drugich.Oczywiście nie ma absolutnie złych i absolutnie dobrych nacji,istnieją natomiast wielkie (i całkiem małe) grupy ludzi połączone więzami pochodzenia,"krwi",języka, tradycji, które wykazują się większym/mniejszym ilorazem inteligencji przeciętnej,większą/mniejszą predylekcją do dokonywania czynów wzniosłych (lub idiotycznych),obdarzone są takimi a nie innymi zdolnościami (zapewne wiele zależy tu od klimatu :czy widział ktoś Eskimosa-producenta wybornych win albo Buszmena-mistrza olimpijskiego w biegu narciarskim na 50 km ?). Zatem mamy do czynienia z nacjami bardziej lub mniej zasłużonymi dla kultury,polityki,ekonomii i takiego a nie innego postrzegania świata przez ludzi współczesnych (jeżeli o jakimkolwiek powszechnym,zgodnym z tradycją postrzeganiu w dobie socliberalnej despocji możemy jeszcze mowić). Kierując się wrednym subiektywizmem,stwórzmy sobie prowizoryczny "ranking narodowy"(póki narody jeszcze zipią),pokorny wobec zasług-kpiarski w odniesieniu do zauważalnych felerów-bezlitosny dla ciężkiej głupoty.
window.google_render_ad();

- HISZPANIE I PORTUGALCZYCY.Te dzielne narody przywróciły Europie Iberię (jaka szkoda,ze nie pólnocną Afrykę),ale przede wszystkim dały światu obie Ameryki.Jest to bardzo niepopularne w czasach gdy ekscytujemy się takimi drobiazgami dla rozwoju cywilizacji jak osiągnięcia Majów i Azteków,czy wpływem Irokezów na konstytucję amerykańska, natomiast pomiatamy "napędem atomowym" ludzkości- wyobraźnią białego czlowieka ( z pelnym szacunkiem dla innych ras oraz interrasowych,twórczych "miszlungów").W przypadku Hiszpanów stwierdzenie : " nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak niewielu" jest tylko skromnym wyrazem hołdu dla tych,którzy odważyli się marzyć i działać.]

ANGLICY-SZKOCI-IRLANDCZYCY I WALIJCZYCY.Anglicy dali światu ponadczasowe rozwiązania prawne,instytucjonalne i ekonomiczne.Ten z pozoru zimnokrwisty naród to w istocie harde kreatury, śmiali odkrywcy,ryzykanccy biznesmeni.Słowem- kontrolujący się szaleńcy.Szkoci- jedyny naród bez państwa znany bardziej niż wiele nacji państwowych- mimo liczebnej mizerii wydali wynalazców,finansistów i ekonomistów planetarnej miary.Nadal też pędzą whisky.Bohaterscy Irlandczycy uratowali,a przynajmniej podtrzymali chrześcijaństwo we wczesnych wiekach średnich,Walijczycy natomiast...Walijczy-cy spłodzili Richarda Burtona,aktora wszechczasów.

FRANCUZI to wygoda,wysublimowanie,kultura w morzu światowego chamstwa.,obrona wiary katolickiej.Taka jest istota wiecznej Francji Zastanawia jednak niefrasobliwość narodu,który wydał ze swego łona gangsterów-tworców rewolucji,skutki której negatywnie oddziaływują na ludzkość 200 po jej formalnym zakończeniu.

ZYDZI .Istnieje wielkie niezrozumienie roli Zydów w dziejach świata.Jest ona ogólnie dużo,dużo mniejsza niż to się na ogół sądzi w dalszej przeszłości i dużo,dużo wieksza obecnie.W odleglejszej przeszłości wybitni Żydzi-twórcy np.kultury nie byli w istocie Żydami,a co najwyżej osobami pochodzenia żydowskiego (podobnie rzecz się ma z zamierzchłymi czasami pierwszych chrześcijan,którzy wybierając Chrystusa z żydostwem zerwali).Ich dokonania nie mogą więc iść na konto Izraelitów a np.Francuzów czy Niemców.Nie było ich zresztą zbyt wielu w sensie pozytywnym,natomiast liczniej nie omieszkali entuzjazmować się ideami,które później wychodziły bokiem połowie świata przez dziesiątki lat .Niewątpliwie żydowskim gospodyniom domowym winniśmy dozgonne dzięki za karpia po żydowsku.

NIEMCY.Dali światu własne umiłowanie ładu,ersatz masła,Marcina Lutra (niestety) i kilku Niemców żydowskiego pochodzenia (stety i niestety).

ARABOWIE.Naprawdę nie za wiele dali jeszcze światu.Ludzie niegodziwi,szumowiny bez sumień,twierdzą,że dadzą dopiero w momencie,gdy gęsto zatkną proporce z półksiężycem na pewnym niewielkim odcinku wybrzeża we wschodnim basenie Morza Sródziemnego.

ROSJANIE.Naród niespójny,wiecznie pijani imperialiści, na azjatycką modłę serdeczni i okrutni zarazem ("masz tu dzieciaku cukierka,a ja zaraz zgwałcę twoją mamę").Gdyby Lenin nie był pochodzenia kałmucko-niemiecko-nadwołżańskiego,powiedziałbym,że dali swiatu-o zgrozo-Włodzimierza Ilicza.

CHINCZYCY.Starożytna cywilizacja chińska była hermetyczna więc poza wyjątkami '"dawała " głównie sobie samej.Obecnie Chińczycy dają światu szybko psujące się,wyrabiane przez reedukowanych więzniów,dziecięce zabawki.Mają jedną poważną zaletę : lekce sobie ważą opinię światową i robią swoje.

JAPOŃCZYCY.Inteligentny naród "odtwórców" i imitatorów dający planecie wszelkie możliwe gadżety.Inne nacje są zbyt leniwe,aby zajmować się takimi pierdołkami.

AMERYKANIE.A czy istnieje jeszcze taki naród?Jeżeli tak,to podarowali bliźnim: muzułmanina Muhammada Ali,Włocha Ala Capone i Węgierkę Monicę Seles.

CZARNE NACJE AFRYKI.Świat z rezygnacją czeka na afrykańskie "datki". Jak długo w końcu można potrząsać łańcuchami i zasłaniać się kolonializmem.

ESKIMOSI.Nic światu nie dali i nie zamierzają dać.Pewnie dlatego,że - skubańcy - tylko siebie uważają za ludzi

Dariusz Ratajczak

Niech żyje zdrowie (Heil Gesundheit)


Różnego rodzaju lewicowcy - postępowcy przekonują nas, że winniśmy odrzucić używki, kompleksowo odtruć nasze organizmy a ogólniej wziąć się za siebie i za innych. Oczywiście każdy człowiek posiada jakiś tam rozum i sam decyduje o tym czy pije lub pali czy też wybiera leśne przebieżki powiększające objętość płuc lub - w skrajnych wypadkach - kończące się rozległym zawałem serca. Jego sprawa - i tyle. Natomiast wszelka propaganda ,,zdrowotna'' to jeden z elementów politycznej poprawności; to kształtowanie nietolerancyjnego społeczeństwa spychającego na margines palaczy (żeby było jasne - nie zwłok, a cienkiej bibułki opasującej różne gatunki tytoniu),notorycznych pochłaniaczy cholesterolu i kogo tam jeszcze.
window.google_render_ad();

Żresz, pijesz, palisz - nie pasujesz do nas młodych, uśmiechniętych postmasonów, wyznawcow New Age, wielbicieli jogi tantrycznej i filozofii zen. Jestes nikim, robalem, glistą, gnojem, no chyba ze skończysz z nałogami (małe ustępstwo czynimy dla młodych biznesmenów działających na kulturalnym ,,haju'').Dopiero wtedy zaistnieje możliwość - bardzo zresztą teoretyczna (w praktyce jako ludzki wrak nadajesz się tylko do łopaty) - zainstalowania ci ,,czipa'' do główki byś gadał oraz zachowywał się jak ładniutka, demoliberalna ,,Barbie'' lub jej męski odpowiednik, członek ,,Rotary Club'', Ken. To truizm, ale postępowość serwowana nam przez obecnych władców świata polega na tworzeniu systemu zakazów i nakazów, które zamieniają nas w stado baranów reagujących do tego na wzór ,,sobak Pawlowa''.

Wierny jak pies - głupi jak to niewielkie, wełniste bydlę - oto wyobrażenie społeczeństwa panów z pod znaku ,,New World Order''. Miało być jednak o zdrowiu... Szukając antenatów szanownych współczesnych uzdrawiaczy społecznych, tych wszystkich profesorów dumnych z faktu, że już na budowie Nowej Huty rzucili palenie (byli palacze ,,szlugów'' to wyjątkowo wredne typy - jak przystało na neofitów), sięgnąłem po wydaną niedawno książkę autorstwa profesora Uniwersytetu Pensylwania, Roberta N. Proctora zatytułowaną "Hitlerowska wojna przeciwko rakowi".

Poważny uczony - bynajmniej nie zwolennik socjalizmu ze swastykową twarzą - doszedł do wniosku, że hitlerowskie Niemcy wyraźnie przodowały w ,,reformach zdrowotnych''. Przede wszystkim to właśnie niemieccy uczeni korzystający z otwartości władz III Rzeszy jako pierwsi stwierdzili, że palenie papierosów wywołuje raka płuc (tak naprawdę do dnia dzisiejszego nie stwierdzono tego w 100%) i w konsekwencji wszczęli najagresywniejszą w historii najnowszej kampanię antynikotynową. To pod ich wpływem wielkoniemiecki rząd wprowadził ograniczenia dotyczące m.in. stosowania pestycydów, nawozów sztucznych i barwników spożywczych. Hitlerowcy promowali także tzw. zdrową zywność -tak, tak, zwariowani wegetarianie, hare krisznowcy i miłośnicy zwierzątek - a to: chlebek pełnoziarnisty lub pieczywo z białkiem mlecznym, fasolkę sojową, konserwy rybne ,,nowego typu'' itd. Nie zaniedbywano również profilaktyki propagując siłami jednostek medycznych SS masowe badania rentgenowskie. Nie muszę dodawać, że książka jest fascynująca.

Wynika z niej jasno, iż sponsorowani przez obiektywnie postępową III Rzeszę naukowcy byli właściwymi twórcami systemu nachalnej propagandy zdrowia - ważnego składnika totalitarnej, polityczno-poprawnej ideologii. Dlatego apeluję do zjadaczy kotletów z otrębów, wielbicieli margaryny, zdrowego razowca oraz zwolenników palenia papierosów na stosach: postawcie w Dzień Zaduszny świeczkę na symbolicznym grobie staruszki Wielkoniemieckiej Rzeszy. Niech się babcia cieszy w zaświatach.

Dariusz Ratajczak

Jak Adolf Izrael budował


Gdy Adolf Hitler doszedł do władzy w Niemczech w roku 1933, stosunki niemiecko-żydowskie (a znaczy to także: niemiecko-amerykańskie, niemiecko-angielskie) gwałtownie się pogorszyły. Hitler bynajmniej nie krył swojego antysemityzmu. Jego celem ostatecznym było wypędzenie Żydów z Rzeszy, dlatego też maksymalnie utrudniał im codzienną egzystencję w rządzonym przez siebie państwie.
window.google_render_ad();

Pomijając antyżydowskie bojkoty, wybijanie szyb w sklepach, wybiórcze fizyczne maltretowanie niewinnych ludzi (co nie zawsze było po myśli czynników oficjalnych), prawną „zachętą” do emigracji stały się rasistowskie (w rozumieniu hitlerowców - Żydzi przecież nie są osobną rasą) Ustawy Norymberskie wzorowane na ustawach obowiązujących w kilkudziesięciu stanach USA. Z drugiej strony oliwy do ognia dolewało światowe żydostwo, postulując gospodarczą i finansową wojnę z Niemcami, organizując marsze protestacyjne, bojkoty niemieckich towarów, inspirując wreszcie zamachy na drugo- i trzeciorzędne figury hitlerowskiego reżimu (zamordowanie przywódcy NSDAP w Szwajcarii - Wilhelma Gustloffa, śmiertelne ranienie sekretarza ambasady niemieckiej w Paryżu Ernsta von Ratha, którego zresztą trudno byłoby podejrzewać o zoologiczną nienawiść do Żydów).

Godzi się przy okazji wspomnieć, że ta ryzykowna i samobójcza polityka spotykała się z protestem ze strony wielu niemieckich Żydów - hołdujących tradycyjnemu przywiązaniu (żeby nie powiedzieć: miłości) do kraju uważanego za jedyną ojczyznę. Przyznajmy, że było to trudne i tragiczne uczucie bez wzajemności2. Stosunki niemiecko-żydowskie w latach trzydziestych XX wieku (a nawet pózniej, w pierwszej fazie II wojny światowej) mają też inne oblicze, wyznaczone wspólnotą celów hitlerowców i żydowskich nacjonalistów - syjonistów. W końcu jedni i drudzy zgadzali się na uznanie Żydów za odrębny naród (czemu przysłużyły się - paradoksalnie? - Ustawy Norymberskie) mający aspiracje państwowe.

Najcelniej wyraził to rabin Leo Baeck3, który stwierdził, że Hitlerowi i syjonistom chodzi o to samo: dysasymilację (wyodrębnienie) Żydów. Natomiast to, czy wyjadą do Palestyny - jak chcieli syjoniści - czy w inne miejsce (hitlerowcy snuli tu rózne koncepcje, czasami fantastyczne) było sprawą drugorzędną. Jest rzeczą dowiedzioną, chociaż taktownie skrywaną, że syjonizm do roku 1938 (piąty rok władzy Hitlera!) miał się w Niemczech jak najlepiej. Ukazywały się syjonistyczne książki (w tym sponsorowane przez NSDAP „Państwo żydowskie” Teodora Herzla - bez wątpienia biblia nacjonalistycznie i proemigracyjnie nastawionych Żydów) i czasopisma. W roku 1936 w sercu III Rzeszy, Berlinie, odbył się Kongres Syjonistyczny. Złowrogie Schutzstaffeln (SS) z wielką gorliwością udzielały szerokiego wsparcia dla działań syjonistów. Przyszli ludobójcy wizytowali Palestynę (Leopold von Mildenstein spotkał się w kibucu „Dagania” z przyszłym prezydentem, Izraela - Dawidem Ben-Gurionem; innym serdecznym rozmówcą Niemców był przyszły premier tego państwa - Levi Schkolnik - alias Eszkol); hitlerowcy czarterowali i opłacali statki z żydowskimi emigrantami płynącymi do Ziemi Obiecanej (co nie podobało się zresztą Anglikom), wchodzili w kontakty z miarodajnymi politykami żydowskimi i syjonistycznymi instytucjami na Bliskim Wschodzie (SD - służba bezpieczeństwa SS - współpracowała z „Haganą”, podziemną organizacją żydowsko-nacjonalistyczną w Palestynie, dostarczając jej między innymi broń; Ziemię Obiecaną wizytował również przed wojną słynny Adolf Eichmann. Rewizytowała go w Berlinie w roku 1939 Golda Meir - zapewne najgłośniejszy premier Izraela w dziejach tego państwa).

Władze niemieckie udzieliły wsparcia syjonistycznym obozom szkoleniowym i kibucom organizowanym na terenie III Rzeszy (było ich kilkadziesiąt, działały do roku 1942, powiewały nad nimi dumnie „Gwiazdy Dawida”), Gestapo służyło wszelką pomocą żydowskim emigrantom, a dzięki tak zwanemu układowi o transferze przekazano z Niemiec do Palestyny około 70 milionów dolarów, co miało wielkie znaczenie dla ekonomicznej stabilizacji żywiołu żydowskiego na tym obszarze. Przykłady tego typu kolaboracji można mnożyć... Nie możemy potępiać syjonistów - bez wątpienia żydowskich ultrapatriotów - za kontakty (owocne, bliskie, niemal koleżeńskie) z władzami hitlerowskimi. Ani o to, że w tym szczególnym czasie bardziej dbali o przyszłość niż smutną terazniejszość istotnej części własnego narodu. Przecież to oni właśnie wygrali Izrael, a pewnie i coś więcej. Zbrodniczy natomiast niemieccy naziści okazali się - jak to często w historii bywa - usłużnymi „poputczikami”.

Dariusz Ratajczak

Przypisy1 Hitler już u początków swojej kariery politycznej zastanawiał się nad kwestią emigracji Żydów z Niemiec. Być może zainspirował go swymi przemyśleniami Arthur Trebitsch-Lincoln (Moses Pinkeles), 100% Żyd, z którym na początku lat dwudziestych utrzymywał bliskie kontakty (Trebitsch m.in. wyłożył pieniądze na „Voelkischer Beobachter”). To właśnie Trebitsch uzmysłowił mu albo tylko ugruntował w nim przekonanie o jedności celów nazistów i syjonistów (szerzej o Żydzie-antysemicie Trebitschu, patrz: B. Hamann, Wiedeń Hitlera, lata nauki pewnego dyktatora, Warszawa 1999, ss. 223-228.)2 Uważam, że gdyby w przedwojennej masie 3,5 miliona Żydów polskich znalazło się zaledwie 40% procent autentycznych polskich patriotów (czy aż tak wiele wymagam?), nie istniałby problem uzasadnionych pretensji „rdzennych” Polaków (cokolwiek to znaczy) do Żydów. Tak samo, jak nie istnieje antagonizm na linii: „tubylcy”-polscy Ormianie, Tatarzy, Karaimi, wielkopolscy bambrzy itd.3 Leo Baeck, rabin, działacz społeczny, wybitny teolog. Bynajmniej nie był syjonistą. Do 1943 roku mieszkał w Niemczech, potem zesłano go do obozu koncentracyjnego w Terezinie, gdzie piastował funkcję przewodniczącego obozowej rady starszych. Zmarł 11 lat po wojnie w Londynie w wieku 83 lat.

Teoria spisku

`
Spiskowa teoria dziejów - ta bardzo szczególna koncepcja historiozoficzna - nieodmiennie wywołuje uśmiech politowania na twarzach możnych tego świata: polityków, ekonomistów i ich dworskich biografów. „To śmieszne, skończcie z tym obłędem, kompromitacja, zazścianek, kołtuneria, buraczana filozofia” - zdają się mówić. Słusznie czynią. Głosy takie pochodzą ostatecznie ze środowiska jak najbardziej spiskowego, a jeszcze nie zdarzyło się, aby przestępca złapany nawet in flagranti dobrowolnie potwierdził zamiłowanie do szachrajstw. Na „złodzieju” czapka gore.
window.google_render_ad();

Gdybym miał w maksymalnym skrócie podać istotę spiskowej teorii dziejów (zajmowanie się nią w dzisiejszych czasach jest czynnością względnie bezpieczną; spiskowcy Cię nie uśmiercą, bo oni oczywiście „spiskowcami nie są”, a ponadto to kulturalni sybaryci), powiedziałbym tak: przeciętny zjadacz chleba średnio zainteresowany (nawet więcej niż średnio) życiem publicznym, dostrzega wprawdzie podstawowe działania polityczne, ale ich mechanizmy są przed nim głęboko ukryte. Przeważająca część ważnych decyzji i działań politycznych jest w pełni tajna, to jest w ogóle nieudokumentowana.

Zatrzymujemy się zatem przed bramą z napisem „tajemnica”, której wyważenie jest dla profanów prawie niemożliwe. W tym miejscu „oficjalny historyk” (na przykład Powstania Styczniowego, II Wojny Światowej, schyłkowego PRL-u) zrazu bezradnie rozkłada ręce i po chwili - jak na dworaka przystało - zaczyna łgać, posiłkując się naskórkowymi zródłami wypracowanymi przez mieszkańców „domu za bramą” - to jest właściwych spiskowców. W ten sposób sam staje się - mizerną wprawdzie, bo jedzącą okruchy z pańskiego stołu - cząstką misterium nieprawości. Natomiast badacz niepokorny stara się mimo wszystko dotrzeć do zródeł nieoficjalnych (ma się rozumieć: prawdziwie nieoficjalnych) i pośrednich, a nade wszystko logicznie (indukcyjnie) wnioskować z faktów. Wtedy przy okazji ustala swój los: wyśmiany, poniżony i obsobaczony kończy w starannie przygotowanym koszu na śmieci.

Taki już los nonkonformistów. Nie traćcie jednak ducha - ryjące, wiercące, skrobiące plemię. Dołączyliście do Waleriana Kalinki, Władysława Konopczyńskiego, Wacława Sobieskiego, Kazimierza Mariana Morawskiego, Jędrzeja Giertycha. A grunt to przebywać w zacnym towarzystwie.

Dariusz Ratajczak


`